niedziela, 8 grudnia 2013

Jest :)




Dziś popołudniu dotarł do nas spóźniony Mikołaj i przyniósł resztę prezentów. 

Jest i telefonik i komputerek i cała masa innych cudowności. Z tych wrażeń chyba, mały do tej pory nie może zasnąć bo ciągle opowiada coś o Mikołaju...

Zostawiam więc wszystko i lecę przytulić mojego chłopczyka.

Dobrej nocy wszystkim :)





Grudzień...

Dobiegł końca pierwszy tydzień w żłobku. Emocje przeplatały się wzajemnie. Był płacz i żal, łzy przy rozstaniu i łzy przy powitaniu. Była radość i euforia w poznawaniu nowego... Jednym słowem tydzień pełen wrażeń.

Pierwszy dzień był straszny. Ale chyba bardziej straszny dla matki niż dla dziecka. Oczywiście Piotruś nie chciał iść z nieznajomą Panią. Kurczowo trzymał się mojej ręki i wołał "mamusiu do domku, plosię"... Serce mi się krajało i pękało na przemian a w głowie tylko jedna myśl "muszę być twarda". Łatwiej mówić gorzej zrobić... W końcu Pani po prostu wzięła go na ręce i zaniosła do sali a ja nie potrafiłam odejść od drzwi. Na szczęście był z nami tata. Gdy wróciłam do domu nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam od pokoju do pokoju patrząc na zegarek i szukając jakiegoś zajęcia. Po dwóch godzinach zadzwoniłam do żłobka i okazało się, że Piotruś bawi się grzecznie klockami. Płakał tylko chwilkę. Jak pojechałam po niego koło 12:00 spodziewałam się euforii szczęścia na widok mamy tymczasem usłyszałam "ooo, mamunia" i że robił myju myju z Panią i układał klocki z chłopczykiem.
Wtorek był idealny. Zero płaczu, jęczenia. Piotruś grzecznie dał rączkę Pani i poszedł na salę. Środa gorzej, płacz i żal w oczach... I tak aż do piątku. Na szczęście gdy wychodził nie był specjalnie smutny a Pani mówiła, że ładnie się bawił i jadł.

Niestety już po dwóch dniach przyplątał się katar. Domowe sposoby przynosiły efekt chwilowy. Miałam nadzieję, że nie rozwinie się w nic gorszego. Niestety w sobotę wieczorem Piotruś znacznie gorzej się czuł. Był rozpalony, drżał pod kocykiem i cały czas coś jęczał. Pojechaliśmy więc na pogotowie. Okazało się, że to początek zapalenia górnych dróg oddechowych. Antybiotyk i koniec ze żłobkiem przynajmniej na tydzień. Dziś już jest troszkę lepiej. Na tyle lepiej, że bawi się i biega. Ma straszną chrypę i ciągle charczy gdy oddycha. Nocy oczywiście nie przesypia bo nie pozwala mu na to katar. We wtorek kontrola u pediatry.


Choroba pokrzyżowała nam mikołajkowe plany. Na szczęście w piątek zdążył nas jeszcze odwiedzić Mikołaj, który przyniósł pociąg. Radości było co nie miara. Prezenty zostawił też u babci i cioci. Niestety muszą one poczekać aż Piotruś będzie czuł się lepiej.

A u Was był Mikołaj?



czwartek, 28 listopada 2013

Głowa pełna obaw....



Dziś byliśmy w żłobku podpisać umowę... Jak tylko przekroczyliśmy próg, mały od razu zaczął wołać "mamunia, idziemy do autka, jedziemy do domku". Moje obawy wzrosły jeszcze bardziej...

Na początku, gdy dowiedziałam się o wolnym miejscu strasznie się ucieszyłam. Później radość powoli malała wraz ze zbliżającym się terminem przyjęcia. Teraz mam już naprawdę sporo wątpliwości i obaw. Zaczynają nasuwać się pytania czy aby na pewno dobrze robimy. A może jednak lepiej by mu było w domu z babcią?! A może w ogóle nie będzie chciał tam zostawać? No i najważniejsze... Czy damy radę finansowo bo niby żłobek państwowy a 280 zł miesięcznie trzeba płacić nie zależnie czy dziecko chodzi czy np pół miesiąca przechoruje w domu. No i oczywiście to nie koniec bo do tego dochodzi stawka żywieniowa 5,60 (!) dziennie.

Może to normalne, może każda matka ma takie obawy, nie wiem. Wiem na pewno, że pierwszego dnia będę pewnie przez cały czas krążyć na około żłobka nasłuchując płaczu Piotrka... Wiem, że sama pewnie też się poryczę.
To będzie ciężki dzień... 



Nie długo Mikołaj... Piotruś już wszystkim opowiada, że jemu Mikołaj przyniesie pociąg, telefonik i komputerek. My mamy trójkę dzieci do obdarowania. Pół rocznego maluszka, 4-latka i 7-latkę. O ilę dla 7-latka prezent mamy już kupiony - Lego Chima Speedors (dzięki Bogu ktoś wymyślił listy do Mikołaja bo sama w życiu bym na to nie wpadła), to dla reszty zupełnie nie mam pomysłu. Dla maluszka może po prostu jakaś zabawka i karta podarunkowa do sklepu dziecięcego aby rodzice sami zdecydowali co mu najbardziej jest potrzebne. Co do 7-latki - kompletna pustka w głowie... Może coś podpowiecie?
A jak Wasze prezenty? Macie już cynk od Mikołaja co przyniesie? :)




A na koniec moje ulubione, jeszcze jesienne :)




czwartek, 21 listopada 2013

Listopad...

Wreszcie mój komputer ożył.... Oczywiście za sprawą kolegi informatyka ale najważniejsze, że działa. 
Dawno nie sprawdzałam co u Was, więc teraz staram się nadrobić.

U nas najważniejszą informacją jest chyba to, że po roku wyczekiwania znalazło się dla nas miejsce w żłobku (!). Strasznie się cieszę, że mały będzie miał większy kontakt z rówieśnikami a ja będę mogła poszukać pracy. Póki co, siedzimy sobie razem w domku i jest mi z tym naprawdę dobrze. Jednak cyferki z konta uciekają w zastraszającym tempie i niestety powoli zaczyna mi to doskwierać.
Kilka wizyt w Urzędzie Pracy uświadomiło mi, że nie mam co na nich liczyć i tam na pewno pracy nie znajdę. Mam pewien pomysł na swoją przyszłość ale na razie to wszystko jest mgliste i nie pewne więc nie będę o tym wspominać. Poczekamy, może coś się wyklaruje już niebawem. 

Wracając do Piotrusia... To niesamowite jak szybko się rozwija. Jak wiele słów zna. Powtarza wszystko. W mig kojarzy fakty. Jest małym cwaniakiem i doskonale wie jak podejść osobę, od której czegoś chce. Potrafi również urządzić niezłą scenę histerii np na ulicy lub w sklepie gdy na coś mu nie pozwolę. Jednocześnie jest tak słodki, że ciężko na niego narzekać.. Ulubionym słowem jest mamunia. Mamunia to, mamunia tamto. Chyba czuje, że już nie długo będzie trwała jego domowa sielanka bo odkąd dowiedzieliśmy się, że od 1 grudnia pójdzie do żłobka, ciężko mu zostać nawet u babci z czym wcześniej nie było najmniejszego problemu i nie miał oporów zostać nawet z kimś kogo nie widywał na co dzień. Miejmy nadzieję, że będzie dobrze. W końcu cały rok na to miejsce czekaliśmy. Jestem dobrej myśli.

Już niedługo Święta... Niesamowite jak ten czas umyka. Dopiero były wakacje a już czuć za oknem zimę. Może chociaż w tym roku Święta będą białe i klimatyczne. Z drugiej strony jak ten czas ma być magiczny i wyczekiwany skoro przez dwa miesiące będziemy oglądać choinki, lampki i cały ten wystrój na witrynach sklepowych. Zawsze mnie to irytowała, że sklepy prześcigają się w tym, który pierwszy zmieni wystrój na świąteczny. Jak dla mnie psuje to całą magię. Niestety chyba nie mamy na to żadnego wpływu :(

Z racji późnej pory na dziś tyle. Mam nadzieję, że teraz będę mogła już nadrabiać zaległości na bieżąco.

Spokojnej nocy.




czwartek, 10 października 2013

In short...


Dawno nie pisałam. Problemy z laptopem sprawiają, że mam ograniczony kontakt ze światem i przede wszystkim z Wami... Podczytuję w wersji smartfonowej ale z pisaniem jest już gorzej.
U nas przeziębieniowo. Maluch kaszle, kicha i marudzi. Jutro wybieramy się do lekarza bo ten kaszel nie brzmi ładnie. Ja ciągle siedzę w domu. Ostatnio zarejestrowałam się nawet w urzędzie pracy. 

30 września mój mały mężczyzna skończył dwa latka. Aż trudno w to uwierzyć. Impreza udała się na całego. A właściwie dwie imprezy bo urodzinowaliśmy się przez dwa dni.



O jego postępach rozwojowych postaram się napisać osobny post. A naprawdę jest o czym pisać bo wydaje mi się jakby przeciągu ostatnich miesięcy zrobił milowy skok w komunikacji i sprawności fizycznej.
Jedna rzecz tylko mnie niepokoi - to jak układa stópki przy chodzeniu lub staniu. Wydaje mi się, że zbyt mocno kierują się do środka. Dlatego na piątek umówiłam nas do Pani rehabilitantki. Jestem bardzo ciekawa czy potwierdzi moje obawy. 
Poza tym, ciągle czekamy na żłobek... Nawet nie chce mi się tego komentować...


W między czasie pożegnaliśmy chrześniaka R.... Biedny maluszek... Od urodzenia zmagał się z chorobą i wadami serduszka. 21 października skończyłby 7 lat. Po tym pogrzebie długo nie mogłam dojść do siebie. Nie było minuty żebym o tym nie myślała. Nawet teraz ciężko mi o tym mówić. Zawsze pozostanie w naszych serduszkach. Zmienię temat bo oczy znów robią się mokre...


Skończyłam praktyki ze szkoły. Było całkiem przyjemnie. Choć czasem pracowałam tam po 12h. Mimo to wspominam je bardzo pozytywnie. Nie miałabym nic przeciwko pracy w tym zawodzie.
Całkiem przyjemnie siedzi mi się w domu. Rano budzi mnie uśmiech synka. Czasem wołanie "Mama! Wstań!". Bardzo przyjemnie leżeć, powoli witać kolejny dzień bez żadnego pośpiechu. Niestety pewnie już niedługo się to skończy. Suma na koncie maleje a zasiłek z urzędu starczy pewnie ledwie na opłaty.
Póki co cieszę się każdą chwilą spędzoną w domu z synkiem. Uwielbiam obserwować jak uczy się ciągle nowych rzeczy. Uwielbiam patrzeć jak pięknie układa klocki, jak podśpiewuje pod nosem lub złości się gdy coś mu nie wychodzi. Uwielbiam być blisko niego. Matki tak już chyba mają... 






poniedziałek, 26 sierpnia 2013

A co u nas....

Nie był mnie tu wieki całe... A przynajmniej takie mam wrażenie... Od powrotu z wakacji nie potrafię się zorganizować...
Zaglądam do Was i próbuję nadrobić zaległości... W między czasie może uda mi się po krótce opowiedzieć co u nas. A dzieje się sporo... Może po kolei...

wtorek, 30 lipca 2013

Wakacyjnie...

Wróciliśmy...
Już w sobotę (niestety). Cały czas próbujemy wrócić do szarej codzienności. Ale tak bardzo się nie chce...
Miał być dziś post o tym co nad morzem, o tym jakie pyszne rybki i o różowych paznokciach, ale chęci do pisania prawdopodobnie z późnej pory i dobijającej duszności w mieszkaniu brak...
W związku z tym dziś tylko mała zapowiedź...



Do przeczytania niebawem.... ;)



wtorek, 16 lipca 2013

Jak nie urok to...

Mija trzeci tydzień jak siedzę w domku z maluszkiem... Czas leci bardzo szybko szczególnie gdy ciągle się coś dzieje...

Dopiero co wygoił nam się ładnie paluszek to mały dostał jakiejś wysypki. Początkowo myślałam, że to potówka bo było to akurat w czasie gdy dokuczały nam spore upały. Jednak utrzymywała się zbyt długo więc powędrowaliśmy do lekarza. Lekarz generalnie nie stwierdził jednoznacznie jaka może być przyczyna więc zalecił wapno i Clemastinum.

Gdy już powoli wysypka schodziła pojawiła się gorączka... Zaczęło się w piątek po południowej drzemce. Mały wstał marudny i płaczliwy. Jak przyszedł się przytulić to od razu zrozumiałam dlaczego tak marudził... Mierzymy temperaturę: 38,3 do tego brzydka opryszczka na buzi. Dałam mu Ibum i miałam nadzieję, że to pomoże. Niestety do wieczora gorączka urosła do 39,2 więc uznaliśmy, że nie ma na co czekać i pojechaliśmy na dyżur. Tam Pani doktor stwierdziła, że co prawda gardło jest niezbyt ładne ale to prawdopodobnie gorączka trzydniowa jeśli nie ma żadnych innych objawów. Kazała podawać na zmianę Ibum i Paracetamol i powinno pomóc a w poniedziałek zgłosić się na kontrolę do lekarza pierwszego kontaktu.
W tym czasie oczywiście Piotruś nie chciał nic jeść. Dwie łyżeczki zupy i koniec. Dobrze, że chociaż pił. Na szczęście do niedzieli gorączka ustąpiła ale mały nadal nie chciał jeść.
We wtorek Pani doktor zaglądając do gardła złapała się za głowę i mówi: "Już znam przyczynę braku apetytu. Taką opryszczkę jaką ma na wardze ma również na całym gardle" :( Przepisała HascoVir w tabletkach i Tantum Verde.
Pomogło. Po dwóch dniach apetyt wracał coraz bardziej a dziś po opryszczce został tylko bladoróżowy ślad.

Jakby tego było mało, od poniedziałku źle czułam się ja. Cały wtorek miałam temperaturę powyżej 38,0 i bolało mnie gardło więc na środę i ja zapisałam się do lekarza. Niestety moje obawy się potwierdziły - angina. Antybiotyk i leżenie. Na szczęście nie była ona tak silna jak ostatnio i dziś jest już dobrze. Wykurowaliśmy się oboje. Całe szczęście bo w sobotę wyjeżdżamy nad morze... Ach już się nie mogę doczekać szumu fal, piasku i smażonej rybki :)

A tymczasem w przerwie między robieniem jednego prania a drugiego a wyjazd nareszcie się wypogodziło i można się zrelaksować na huśtawkach... :)






sobota, 29 czerwca 2013

Zmiany...

Ten miesiąc był jakiś pechowy... Dobrze, że już się skończył.
Najpierw Piotruś z tym paluszkiem. Teraz praca...
Wczoraj wręczono mi wypowiedzenie... Zupełnie się tego nie spodziewałam. Jak z resztą i koledzy w pracy, wszyscy byliśmy w totalnym szoku. Podobno redukcja etatów. Cięcie kosztów. Do końca roku oprócz mnie mają zwolnić jeszcze 8 osób.
Wiele razy mówiłam, że nie chcę tam pracować i że chciałabym poszukać innej pracy. Jednak nie spodziewałam się tego, że nastąpi to tak szybko. No i że szukanie będzie konieczne a nie z chęci zmiany czegoś w swoim życiu.
To była moja pierwsza praca. Zaraz po liceum. Prawie 8 lat. Przetrwałam już wiele zwolnień, kilka zmian zarządów, przeszłam przez wiele stanowisk, znałam tam każdy kąt.
To tu poznałam mojego męża.

Kończy się jakiś etap mojego życia.
Jedno jest pewne - zmiany.
Nie wiem co dalej. Może sprzedamy mieszkanie i przeprowadzimy się wreszcie w moje rodzinne strony i tam poszukam pracy. Może zostaniemy i znajdę coś tutaj. Mam 3 miesiące żeby spokojnie pomyśleć o dalszej przyszłości.
Niby zawsze twierdziłam, że nie jest to praca moich marzeń i że chciałabym zmienić na jakąś inną ale teraz jakoś tak mi smutno i źle. Nie spodziewałam się, że może mnie to tak podłamać.
Wiem że w każdej takiej sytuacji należy szukać pozytywów ale łzy jakoś same się cisną. Jest mi tak strasznie przykro. Najbardziej będę chyba tęsknić do fajnych ludzi, których tam poznałam, słyszałam lub widziała codziennie.

Ciekawe co przyniesie następne półrocze......


Postęp

Po środowej wizycie u Pani chirurg jestem pełna dumy z mojego synusia.
Chwilę czekaliśmy ale za to po wejściu do gabinetu uderzył nas blask optymizmu bijący od Pani doktor. Zupełna zmiana niż na wizycie w poniedziałek. Miła, uśmiechnięta, gadatliwa. Jak to miejsce potrafi wpłynąć za człowieka...
Po odwinięciu paluszka Piotruś na chwilkę zapłakał ale to chyba tylko tak profilaktycznie. Po czym Pani doktor stwierdziła, że spróbujemy ściągnąć szwy. Serce mi zadrżało. Jak dobrze, że mam na telefonie kilka filmików, które skutecznie zajęły malucha. Piotrek nawet nie jęknął. Dopiero przy ostatnim szwie, który był głęboko zapłakał. Był taki grzeczny, że aż byłam w szoku. Pani doktor również nie mogła się nadziwić jaki on jest dzielny i jak grzecznie siedział.
Teraz codziennie smarować maścią i czekać aż się wygoi a za tydzień na kolejną kontrolę. Miejmy nadzieję, że już ostatnią. Na szczęście opatrunek nie jest już tak duży a jedynie gazik i plasterek.




Ostatnio naszemu małemu chłopczykowi udało się wypowiedzieć pierwsze w życiu zdanie:

"tata daj am"

Rośnie ten nasz mały łobuziak, rośnie. Gada coraz więcej. Coraz więcej kojarzy. Uwielbiam pokazywać mu zwierzątka a on opowiadać jakie to zwierzątko i jak ono "robi". 
Chyba wracamy też do normalności jeśli chodzi o zasypianie. Tzn najpierw musimy się wyprzytulać a potem mama musi siedzieć w pokoju dopóki oczka się nie zamknął ale nie trwa to aż tak długo jak do tej pory. Można śmiało powiedzieć, że wszystko zmierza w dobrym kierunku :)

Uwielbiam to wieczorne przytulanie :)


,,

wtorek, 25 czerwca 2013

Po szpitalnie

Mija tydzień jak wróciliśmy ze szpitala.... Dużo się zmieniło. Do tamtej pory nie mieliśmy problemu z usypianiem, jedzeniem czy nawet bawieniem się samemu. Teraz wygląda to zupełnie inaczej.
Cały czas jest mama. Mama, mama, mama... Mały nie zaśnie jeśli w pokoju nie ma mamy. Nie będzie się bawił jeśli nie mam mamy. Nawet gdy się na chwilkę zajmie co jakiś czas przybiega do pokoju sprawdzić czy mama na pewno jest. Przytula się. W nocy też słabo śpimy. Co rusz wybudza nas pojękiwanie a czasem nawet płacz.
Z jedzeniem powoli wracamy do normy.

Wczoraj byliśmy na kontroli u Pani chirurg. Niestety nie zapałałam do niej miłością od pierwszego wejrzenia. Na pytanie czy Piotrusiowi będą zdejmować szwy powiedziała: "jeśli sobie pozwoli to zdjemiemy, a jak nie to trudno". Może to normalne i tak się robi ale ja jestem w takiej sytuacji po raz pierwszy i uważam, że powinna mi na ten temat powiedzieć coś więcej. A przynajmniej odrobinę uspokoić. Byliśmy u niej w poniedziałek po czym kazała w środę znów przyjść na zmianę opatrunku. Ok. Tym razem do jej ośrodka. Może będzie bardziej komunikatywna.

Tydzień w domu zrobił swoje... Cały czas w pracy myślami byłam przy moim małym chłopczyku. Myślałam czy nie płacze, czy nie tęskni za mamą. On zniósł rozstanie bardzo dzielnie. I powiem wam, że nie ma chyba nic piękniejszego niż powitanie po pracy przez uśmiechniętą buzię dziecka, które ze szczerą radością rzuca się na szyję i woła mama, mama.
Mam nadzieję, że do końca lipca wszystko się już zagoi. Na ten czas mamy zaplanowane wakacje i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie jechać nad morze z zawiniętą łapką i pilnować cały czas żeby nie wkładać jej do piasku ani wody. A poza tym co to za wczasy dla takiego bidulka jak nie będzie mógł bawić się jak inne dzieci.


Jakież to prawdziwe ;)









środa, 19 czerwca 2013

Home, sweet home...

Na reszcie w domu...
Piszę na reszcie bo od soboty leżeliśmy z mimusiem w szpitalu :( Ale po kolei...
W sobotę miał być babski grill u Izy i był. Zaczęło się super. Niestety skończyło już nie najlepiej. Mały był w tym czasie u dziadków i niestety chyba mu się nie spodobało, że mama baluje bez niego. Jeszcze nie zdążyłam nawet zjeść kiełbaski jak zadzwonił R. że właśnie wracają z izby przyjęć i żebym się zbierała bo mamy skierowanie do szpitala. Okazało się, że Piotruś włożył paluszek między metalową bramkę na ogrodzie i go przytrzasnął.
Otwarte złamanie IV plauszka w prawej rączce.
Na izbie przyjęć w Chrzanowskim szpitalu lekarz tylko znieczulił miejscowo i pozszywał mały paluszek. Niestety nie było tam oddziału chirurgii dziecięcej więc skierowano nas do Jaworzna. A tam istna komuna, skrzypiące drzwi i lóżka. Jednym słowem masakra. I to na oddziale dziecięcym :/
Piotruś pierwszej nocy prawie nie przespał, trudno się dziwić - obolały, przestraszony, nie chciał zejść ani na chwilę z moich rąk. Nie mogłam nawet usiąść z nim na łóżko bo od razu był płacz. W dzień było już troszkę lepiej po środkach przeciwbólowych i antybiotyku. W poniedziałek wieczorem położył się dopiero przed 23 a ja prawie już ze łzami w oczach ze zmęczenia modliłam się żeby choć na chwilę był spokojny i nie rozrabiał. Przez te cztery dni cały czas musiałam nosić go na rękach albo spacerować za rękę po korytarzu.
Paluszek wyglądał okropnie. Na szczęście szybko powinien się zagoić.
Przy wypisie zostałam poinformowana, że absolutnie nie wolno mi odwijać opatrunku samej. Dopiero w poniedziałek na kontroli u chirurga.
Jesteśmy już umówieni do pobliskiej poradni chirurgii dziecięcej. Ja do końca tygodnia mam opiekę. Piotruś po powrocie usnął w swoim łóżeczku dosłownie w 5 sekund i spał do samiutkiego rana.
Przed chwilą również usnął sam bez problemu. A w szpitalu musiałam go nosić pół godziny na rękach żeby wreszcie zamknął oczka na południową drzemkę...
Nie ma to jak w domku... 
Najgorsze przetrwaliśmy. Było dużo krzyku i łez, Piotrusia i moich. Wcierpiało się strasznie to moje maleństwo. Ale był bardzo dzielny. Grzecznie leżał w czasie kroplówek. Naszczęscie najgorsze za nami. Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierali w tych ciężkich chwilach. Bez Was napewno byłoby znacznie trudniej...




Dobrze, że mieliśmy chociaż łóżeczko do dyspozycji




Jednak nie ma to jak swoje własne łózio







wtorek, 11 czerwca 2013

Szkolnie...

W piątek odbyły się ostatnie zajęcia w tym semestrze. Szkoda bo naprawdę podobało mi się. Masaże, maseczki, makijaże super sprawa. Aż trudno uwierzyć, że kolejny semestr za nami.

Choć często, gęsto narzekałam na poranne wstawanie to i tak pewnie będę tęsknić za szalonymi dziewczynami z grupy, za możliwością wyrwania się choć na chwilę od domowych obowiązków, za ploteczkami i pogaduchami w szatni a nawet za okropną kawą z automatu.
Choć pewnie wakacje przeminą tak szybko jak cały ten szkolny rok.
W piątek moduł makijażowy zaliczony na 6 a niedzielny egzamin semestralny na 5 (pochwalę się a co).
W sobotę jeszcze tylko wspólny grill i dwa miesiące wolnych weekendów.


Relax... :D


Makijaż wieczorowy



Delikatny ślubny

Lata 20'

Fantazyjny :)

 




Moja modelka to oczywiście śliczna Cacynka :) (p.s. dziękuję za fotki :* )







niedziela, 9 czerwca 2013

Weekend

Wczoraj wolna sobota...
Więc po śniadaniu na zakupy, później szybki obiad, kawka na działce u dziadka i chwila przy piwku ze znajomymi bo pod oknami świętują od piątku "Dni Siemianowic". Powrót do domu, kolacyjka, kąpiel i do spanka.
Mały był tak padnięty, że usnął w dwie sekundy...

piątek, 7 czerwca 2013

Chwila radości...

Zanim w naszym domu rozpętała się burza, spędziłam bardzo miłą niedzielę...

Jak to zwykle ostatnimi czasy bywa spędziłam ją w szkole. Ale te zajęcia były inne niż wszystkie. Zazwyczaj na zajęciach jest wesoło ale w tą niedzielę poziom endorfin przekroczył wszystkie granice a my na chwilę przeniosłyśmy się w lata 20.

wtorek, 21 maja 2013

Co się odwlecze....

Jak mówi stare powiedzenie "co się odwlecze to nie uciecze.." wczoraj zaliczyliśmy odroczone szczepienie. A raczej dwa. Jak się okazało zapłacić na szczęście musiałam tylko za jedno bo drugie z racji wcześniactwa Piotrusia dostaliśmy od sanepidu gratis :) uff. Budżet domowy uratowany. Dwie stówy zostały w portfelu.

Dzieci to jednak droga inwestycja ;)

Było trochę płaczu ale jak na dwie takie wielkie igły to i tak był bardzo dzielny. Swoją drogą czy dla takiego maluszka nie można by wziąć jakiejś cienkiej igiełki? 

Do wieczora mały był uśmiechnięty i rozbrykany. Po szczepieniu tylko dwie kropeczki na nóżkach. Za to dziś rano obudził się jakiś rozpalony, płaczliwy i mamowy (nie odstępował mnie na krok)
Niestety mama musiała iść do pracy. Dostał więc Ibum, masę buziaków i przytulasów i mam nadzieję że po południu będzie lepiej.


A tak wyglądało wczoraj popołudniowe niebo nad Siemianowicami...


Wglądało groźnie ale na szczęście tylko postraszyło i przeszło bokiem



wtorek, 14 maja 2013

Szczepienie


Wczoraj mieliśmy mieć kolejną dawkę szczepionki Hexa.
Na szczęście dla małego, od piątku leje mu się z nosa jak z kranu... 
Oczywiście szczepienie odroczone do przyszłego tygodnia. Dla mnie też lepiej bo wydatek 390 zł na dwie szczepionki (miała być jeszcze kolejna dawka przeciw pneumokokom) nie napawał mnie optymizmem. Wręcz przeciwnie, odkąd tylko usłyszałam, że mają tyle kosztować, głowiłam się skąd wziąć na to fundusze. Wiadomo, tu chodzi o zdrowie dziecka ale 390 zł? Na szczęście z pomocą spadł nam jak z nieba zwrot z podatku. Uf.
Po południu troszkę się rozpogodziło więc wybraliśmy się na króciutki spacer. Powrót do domu, chwila na zabawę, kolacja, kąpiel i do spanka. 
Od kilku dni kładę Piotrusia w łóżeczku i staram się przy nim nie siedzieć i czekać aż uśnie. Nie ma problemu, wtula się w kołderkę lub misia i zasypia. 
Trochę mi żal, że jest już taki samodzielny i niezależny od mamy. Z drugiej jednak strony fajnie jest znów mieć chwilę oddechu i spokoju gdy dziecko zajmie się zabawkami lub w skupieniu ogląda bajkę.








I zaczęło się również artystyczne kreślanie po ścianach...



Może będzie z niego plastyk bo artysta to już jest ;)

Udanego popołudnia!


poniedziałek, 13 maja 2013

"Blogerki Pszczyniakom"

Dziś o pomocy innym... 
A konkretnie zwierzakom.. 
Kasia z bloga Ani Mru i Kinga z Brain For Sale zorganizowały akcję pomocy dla potrzebujących "Pszczyniaków". Nic mnie to nie kosztuje więc nie widzę przeszkód żeby nie udostępnić aby każdy kto miał ochotę, pomógł.
Sama jak tylko ogarnę wolne środki na pewno coś przeleję :)
Poniżej post Kasi




Zbieramy na pszczyniaki! Wielka akcja!

  Razem z queeeniak postanowiłyśmy zorganizować akcję pt.  

"Blogerki Pszczyniakom"
Mam nadzieję, że tak jak było w przypadku szlachetnej paczki, również nam pomożecie.
Cel szczytny, więc każdy może dorzucić grosza do naszej zbiórki.
Jednak nie chcemy pieniędzy.
Potrzebne są :
* Karma sucha i w puszkach. Prosimy nie kupować tanich puszek typu biedronkowych, albo nawet Pedigr_ , ponieważ ich skład pozostawia wiele do życzenia.Zamiast dużego worka lepiej kupić jeden mały worek, ale karmy lepszej jakości : Royal Canin, Purina, Animonda GranCarno itd... Dla kociaków whiskas. Miło by było, gdyby znalazły się również jakieś przysmaki.
* Obroże, smycze, legowiska, drapaki dla kotów.
* Środki na pchły, szampony, tabletki na odrobaczanie dla psów i kotów
 
A tak naprawdę potrzebne są nawet te podstawowe rzeczy, jak właśnie karma. 
Punkt w Pszczynie, to nie schronisko, lecz miejsce, gdzie zwierzęta trafiają awaryjnie. Gdyby doszło do tego, że punkt jest zapełniony, zwierzaki natychmiast zostają wywożone do schroniska w Mysłowicach. Dla nich, jest to bilet w jedną stronę, gdyż Mysłowice z  tego słyną - nikt nie wie, co tam się dzieje!
Na szczęście zjawiły się dziewczyny z fundacji, ale ledwo dają sobie radę...
Potrzebują dosłownie WSZYSTKIEGO.
Pomóżmy im!
Jeśli chcecie nam pomóc piszcie :
Mój e-mail : schiso@o2.pl
Queeeniak : brain4saleblog@gmail.com
Wystarczy, że wyślecie nam chociaż jedną rzecz z tej listy. Im więcej osób to zrobi, tym więcej zbierzemy.
Dałyśmy sobie czas około miesiąca... 
Jeśli odzew będzie zbyt mały, przedłużymy akcję...
Na koniec zrobimy listę wszystkich blogerek, które nam pomogły!
Proszę, wklejcie baner na swoją stronę :

 Dodam, że jeśli macie rzeczy typu kosmetyki albo ubrania, które chciałybyście wystawić na kramik fundacyjny, to chętnie wam pomogę.
Adres do kramiku :

Oraz adres fundacji
Jeżeli chcecie wesprzeć finansowo fundację :
Kontakt
782 241 515 / 782 341 515
fundacja@zwierzeca-arkadia.org

BOŚ BANK
33 1540 1128 2081 9100 7566 0001
Fundacja "Zwierzęca Arkadia"
ul. Sarenek 10B
43-215 Jankowice tytułem: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE  - PSZCZYNIAKI

czwartek, 9 maja 2013

Szkoleniowo


W ubiegłą niedzielę odbyło się moje wyczekane szkolenie z przedłużania rzęs firmą Nouveau Lashes. Baaaaardzo pozytywnie. Przemiła Pani, profesjonalne podejście. Super. Bardzo mi się podobało. Póki co, daje mi to wielką satysfakcję. Oby tak dalej.
Od dwóch tygodni wertowała internet w poszukiwaniu dobrej jakości rzęs i potrzebnych akcesorii, od pędzelków po kuferki. Jest tego tak wiele, że można naprawdę dostać zawrotów głowy ;). Towar wreszcie zamówiony teraz tylko czekać na przesyłkę i do roboty :D
Właśnie, przy okazji, jeśli wśród czytelniczek są "koleżanki po fachu" to może coś doradzą i podpowiedzą? Macie może jakąś sprawdzoną firmę? Jaki kuferek będzie lepszy mniejszy na początek czy od razu duży? Będę wdzięczna za każdą opinię :)
A o oprawę fotograficzną zadbała oczywiście Cacynka <3








Już nie długo efekty mojego przedłużania.




Na koniec piosenka, która nie wychodzi ostatnio z mojej głowy...




Za każdym razem gdy ją słyszę, udziela mi się pozytywna energia.
I tej pozytywnej energii życzę wszystkim.








wtorek, 7 maja 2013

Majowo

Dawno nic nie pisałam... Chroniczny brak czasu... :/

Majówka deszczowa i pochmurna. Mimo to mile spędzona. Zaliczone dwie imprezy - urodziny siostrzeńca i imieniny mojej mamy, odwiedziny u dziadka i oczywiście błogie lenistwo. Weekend standardowo w szkole.

Wczoraj ruszyło majowe Wyzwanie Fotograficzne u Uli, niestety strasznie nad tym ubolewam ale z przyczyn technicznych nie mogę tym razem wziąć w nim udziału. Będę za to bacznym obserwatorem jak w tym miesiącu radzą sobie inni.

A Piotruś... rośnie jak na drożdżach. Coraz więcej mówi i jest coraz bardziej komunikatywny. Aktualnie dopadł go etap brania za rękę i oprowadzania po domu. Do nowych słówek doszły:
- ki [dzięki] - gdy ktoś coś mu daje
- baan - banan
- kici - kotek
- opa - gdy chce by wziąć go na ręce
- kółko - wszystko co jest kółkiem i auta
I jeszcze pewnie klika innych które teraz uleciały z pamięci
Umie już ładnie nabijać widelcem kawałki jedzenie i wkładać do buzi.
Picie z kubeczka coraz lepiej choć i tak zazwyczaj kończy się to zalaną bluzką i wszystkim wokół
Aktualny rozmiar ubranek 86-92

Rośnie chłopczyna oj rośnie. Za nie długo skończy 2 lata... Aż nie mieści się w głowie kiedy to zleciało...




uwielbiam te małe stópeczki :D



Miłego popołudnia :)





czwartek, 25 kwietnia 2013

Domowo - Spacerowo


Dziś jestem z Piotrusiem w domu. Babcia źle się poczuła i "wzięła wolne".
Byliśmy już na spacerku, ogarnęliśmy troszkę mieszkanie a teraz mama ma chwilę dla siebie a maluch południową drzemkę...

środa, 24 kwietnia 2013

Liebster Blog Award


Po pół roku wróciła do mnie zabawa Liebster Blog Award
Bardzo mi miło i dziękuję za nominację Ani z bloga Jakubowski i Mama...
Zabawa ta polega na odpowiedzi na 11 pytań zadanych przez nominowanego oraz ułożenie 11 swoich i wyznaczenie do odpowiedzi na nie 11 blogów, które nie mają więcej niż 200 obserwatorów. Służyć ma ona między innymi bliższemu poznaniu autora bloga jakiego się nominowało.



Pytania od Ani:

1. W prowadzeniu bloga lubię najbardziej...?
dzielić się swoimi przeżyciami i wrażeniami z innymi
2. Optymistka czy pesymistka?
zazwyczaj - optymistka
3. Ulubiona pora roku?
lato
4. Czekolada mleczna, czy gorzka?  
mleczna, i to bardzo ;)
5. Jedna zaleta 
 nie wiem czy nie potraktować tego jako wadę ale nie potrafię kłamać
6.Jedna wada?
brak asertywności
7. Noc, czy dzień?
dzień
8. Książka, czy film?
film
9. Ulubiony owoc?
pomarańcza
10. Co cenisz w innych?
szczerość
 11. Spełniasz swoje marzenia?
staram się je spełniać, czasem kończy się to sukcesem a czasem porażką



Ponieważ swoje pytania układałam już wcześniej, ponawiam je:


1. Jaki kolor najbardziej do Ciebie pasuje?
2. Uparcie dążysz do celu czy odpuszczasz po pierwszych przeszkodach?
3. Czy jest coś co od razu wraca Ci wspomnienia z dzieciństwa (przedmiot, zapach, itp.)
4. Jaki film/książkę mogłabyś polecić
5. Gdybyś mogła wybierać chciałabyś mieć siostrę czy brata?
6. Gdy masz czas tylko dla siebie...
7. Święta Bożego Narodzenia czy Wielkanoc?
8. Gdybyś mogła cofnąć czas, zmieniłabyś coś w swoim życiu?
9. W kuchni najlepiej wychodzi mi....
10. Mieszkanie w bloku czy własny domek?
11. Czy uważasz że jesteś uzależniona od internetu?


A nominuję:



Poprzednim razem nominowałam 11 blogów więc teraz tylko 5 :) ale za to jakich :))))

Miłego odpowiadania :)



wtorek, 16 kwietnia 2013

Poweekendowo

Dziś trochę z innej beczki bo o szkole...
Nie cały rok temu zapisałam się do szkoły (znowu).. Na kierunek kosmetologia. Po skończonych studiach rehabilitacyjnych uznałam, że kosmetyka może mi się bardziej w życiu przydać czy to prywatnie czy w celach zarobkowych. Szkoła jest darmowa - wielki plus. Zajęcia w weekend - również plus, że nie kolidują z pracą. Dzięki niej poznałam też cudowne dziewczyny. W niedzielę byłyśmy na szkoleniu kosmetycznym i tylko dzięki nim udało się jakoś to nudziarskie szkolenie przetrwać.

Po pół roku okropnej, suchej teorii wreszcie przyszedł czas na zajęcia praktyczne. Super przyjemne zabiegi, które na pewno poprawiły by humor każdej przemęczonej codziennością mamie. A jeszcze gdy można te zabiegi odbyć w ramach nauki bezpłatnie to już w ogóle buzia uśmiecha się od ucha do ucha.
Oczyszczanie, nawilżanie, maski algowe, jonoforeza i wiele innych cudownych zabiegów... Moja buzia już wygląda o niebo lepiej niż rok temu. Wszystkie te zabiegi i masaże służą mi w 100%. Z dnia na dzień staje się bardziej gładka, oczyszczona i rozświetlona.
Wcześniej nie przywiązywałam wagi do makijażu czy wieczornego demakijażu.. Jednak po pół roku wałkowania tego co sobotę nie wyobrażam sobie już położyć się bez zmytej buzi.

A już za nie długo to czego ciekawa jestem najbardziej czyli lekcje makijażu i manicuru.
Pod koniec kwietnia pierwsze praktyczne szkolenie z przedłużania rzęs. :D
Póki co, zapał jest! 

Przy okazji, jestem wdzięczna Cacynce że ponad rok temu wspomniała mi o tej szkole

Może wreszcie odnajdę zajęcie, które na prawdę będzie przynosić mi satysfakcję i radość z wykonywanej pracy.

A na koniec kilka zdjęć z pracowni :)


 
To idę zmywać makijaż... ;) 
Spokojnej nocy!


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Spring...


WIOSNA!

Na reszcie upragniona, wyczekana, wytęskniona wiosna. Ciepło, słonecznie, pozytywnie!

Aż żal byłoby nie wykorzystać takiego dnia na spacerowanie. Zaraz więc po powrocie z pracy wskoczyłam w wygodniejsze buty, Piotruś w lekkie trampki i na słoneczko!

Dzień 7...

Za nami kolejne 7 dni wyzwania u Uli...

W ostatnim dniu tematem jest: ULUBIONE W KWIETNIU

Dla mnie ulubiona w kwietniu jest pogoda, wiosenna, ciepła, upragniona (szczególnie w tym roku) po zimie. Wszystko się powoli budzi z zimowego snu, trawa znów zaczyna się robić zielona, na drzewach pączki... Wreszcie widać przed blokiem spacerowiczów :)))
Cudnie! :)))





I to już koniec wyzwania w tym miesiącu...
Dziękuję, że mogłam poznać kolejne, nowe, cudowne blogi!
Dziękuję wszystkim za odwiedziny i miłe komentarze
Mam nadzieję że zostaniecie ze mną na dłużej :)

A już w maju kolejne wyzwanie :)

Tymczasem oczywiście TUTAJ możecie obejrzeć to co inni mają ulubionego w kwietniu


czwartek, 11 kwietnia 2013

wf - dzień 4

W czwartym dniu wyzwania fotograficznego u Uli tematem jest ZIMNY


Co ma czekolada wspólnego z czymś zimnym? Już wyjaśniam...
Gdy byłam mała jeździłam z rodzicami i siostrą w odwiedziny do rodziny w okolice Zielonej Góry (:* moi kochani). Ponieważ było to blisko granicy polsko-niemieckiej zawsze chodziliśmy na małe zakupy do sąsiadów. Tam pierwszy raz jadłam czekoladę, która smakowała zupełnie inaczej niź wszystkie... Dawała efekt jakby była zimna... Zakochałam się w niej a kochana ciocia co jakiś czas podsyłała mi paczuszki z pysznościami.
Długo szukałam tego smaku wśród naszych czekolad aż wreszcie zanalazłam... Milkę "Cream". Strasznie przypomina mi tamten smak... Uwielbiam ją :))))


TUTAJ inne interpretacje tematu...


Tak szybko rosnę!

 Baby Birthday Ticker Ticker
Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :))
Pozdrawiam
Ula :)