środa, 19 czerwca 2013

Home, sweet home...

Na reszcie w domu...
Piszę na reszcie bo od soboty leżeliśmy z mimusiem w szpitalu :( Ale po kolei...
W sobotę miał być babski grill u Izy i był. Zaczęło się super. Niestety skończyło już nie najlepiej. Mały był w tym czasie u dziadków i niestety chyba mu się nie spodobało, że mama baluje bez niego. Jeszcze nie zdążyłam nawet zjeść kiełbaski jak zadzwonił R. że właśnie wracają z izby przyjęć i żebym się zbierała bo mamy skierowanie do szpitala. Okazało się, że Piotruś włożył paluszek między metalową bramkę na ogrodzie i go przytrzasnął.
Otwarte złamanie IV plauszka w prawej rączce.
Na izbie przyjęć w Chrzanowskim szpitalu lekarz tylko znieczulił miejscowo i pozszywał mały paluszek. Niestety nie było tam oddziału chirurgii dziecięcej więc skierowano nas do Jaworzna. A tam istna komuna, skrzypiące drzwi i lóżka. Jednym słowem masakra. I to na oddziale dziecięcym :/
Piotruś pierwszej nocy prawie nie przespał, trudno się dziwić - obolały, przestraszony, nie chciał zejść ani na chwilę z moich rąk. Nie mogłam nawet usiąść z nim na łóżko bo od razu był płacz. W dzień było już troszkę lepiej po środkach przeciwbólowych i antybiotyku. W poniedziałek wieczorem położył się dopiero przed 23 a ja prawie już ze łzami w oczach ze zmęczenia modliłam się żeby choć na chwilę był spokojny i nie rozrabiał. Przez te cztery dni cały czas musiałam nosić go na rękach albo spacerować za rękę po korytarzu.
Paluszek wyglądał okropnie. Na szczęście szybko powinien się zagoić.
Przy wypisie zostałam poinformowana, że absolutnie nie wolno mi odwijać opatrunku samej. Dopiero w poniedziałek na kontroli u chirurga.
Jesteśmy już umówieni do pobliskiej poradni chirurgii dziecięcej. Ja do końca tygodnia mam opiekę. Piotruś po powrocie usnął w swoim łóżeczku dosłownie w 5 sekund i spał do samiutkiego rana.
Przed chwilą również usnął sam bez problemu. A w szpitalu musiałam go nosić pół godziny na rękach żeby wreszcie zamknął oczka na południową drzemkę...
Nie ma to jak w domku... 
Najgorsze przetrwaliśmy. Było dużo krzyku i łez, Piotrusia i moich. Wcierpiało się strasznie to moje maleństwo. Ale był bardzo dzielny. Grzecznie leżał w czasie kroplówek. Naszczęscie najgorsze za nami. Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierali w tych ciężkich chwilach. Bez Was napewno byłoby znacznie trudniej...




Dobrze, że mieliśmy chociaż łóżeczko do dyspozycji




Jednak nie ma to jak swoje własne łózio







4 komentarze:

  1. Oj bardzo współczuję, oby jak najmniej takich "przygód".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby, oby... choć już drżę na myśl co będzie jak będzie starszy :/

      Usuń
  2. Ojej kochani moi życzę Wam dużo sił i wytrwałości. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń

Tak szybko rosnę!

 Baby Birthday Ticker Ticker
Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :))
Pozdrawiam
Ula :)