Ten miesiąc był jakiś pechowy... Dobrze, że już się skończył.
Najpierw Piotruś z tym paluszkiem. Teraz praca...
Wczoraj wręczono mi wypowiedzenie... Zupełnie się tego nie spodziewałam. Jak z resztą i koledzy w pracy, wszyscy byliśmy w totalnym szoku. Podobno redukcja etatów. Cięcie kosztów. Do końca roku oprócz mnie mają zwolnić jeszcze 8 osób.
Wiele razy mówiłam, że nie chcę tam pracować i że chciałabym poszukać innej pracy. Jednak nie spodziewałam się tego, że nastąpi to tak szybko. No i że szukanie będzie konieczne a nie z chęci zmiany czegoś w swoim życiu.
To była moja pierwsza praca. Zaraz po liceum. Prawie 8 lat. Przetrwałam już wiele zwolnień, kilka zmian zarządów, przeszłam przez wiele stanowisk, znałam tam każdy kąt.
To tu poznałam mojego męża.
Kończy się jakiś etap mojego życia.
Jedno jest pewne - zmiany.
Nie wiem co dalej. Może sprzedamy mieszkanie i przeprowadzimy się wreszcie w moje rodzinne strony i tam poszukam pracy. Może zostaniemy i znajdę coś tutaj. Mam 3 miesiące żeby spokojnie pomyśleć o dalszej przyszłości.
Niby zawsze twierdziłam, że nie jest to praca moich marzeń i że chciałabym zmienić na jakąś inną ale teraz jakoś tak mi smutno i źle. Nie spodziewałam się, że może mnie to tak podłamać.
Wiem że w każdej takiej sytuacji należy szukać pozytywów ale łzy jakoś same się cisną. Jest mi tak strasznie przykro. Najbardziej będę chyba tęsknić do fajnych ludzi, których tam poznałam, słyszałam lub widziała codziennie.
Ciekawe co przyniesie następne półrocze......